Podróż Bałkany +
Niełatwo opuścić Florencję, oj niełatwo! Ale przyszedł czas, by zimowe kawki zrzucić po drodze do domu. Nam do domu zawsze jest nie po drodze, więc wybieramy trasę na okrętkę-przez Bałkany i tereny przyległe. Zaczynamy w Chorwacji, później Czarnogóra, Albania, Macedonia, Grecja, Bułgaria, Rumunia i Węgry. Zapraszam wszystkich zainteresowanych. Zdjęcia powinny pojawiać się w miarę regularnie, choć zima i deszcz utrzymywać je będą w tonacji szaro burej.
Zmaltretowani dotarliśmy. Prom z Ancony do Splitu to nie przelewki. Z przyjemnością nigdy więcej. Split zaś przeuroczy. Pałac Dioklecjana to praktycznie dzielnica, gdzie pranie i brudne szmaty wiszą na prawie dwutysiącletnich murach. Niedaleki Trogir, choć zalany deszczem wydał mi się nawet piękniejszy od większego sąsiada. Póki co, Dalmacja oczarowała mnie bez dwóch zdań.
Hvar, och Hvar... Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem te dobrze znane mi i ukochane weneckie łuki i kolumny. Niegdyś część Republiki Weneckiej, dzisiejszy Hvar stanowi dla mnie poważny orzech do zgryzienia. Od kiedy ujrzałem Piazza San Marco żadne inne miasto nie miało sobie równych, a tu proszę. Czyżby Wenecja została zdominowana przez Dalmację.
Do zaspanej Koculi dotarliśmy późnym wieczorem, więc nie lada zaskoczeniem był poranek. Piękna staróweczka była zupełnie pusta. Okazało się, że byliśmy jedynymi turystami na wyspie, wytykano nas wręcz palcami. No może nie do końca, choć faktem jest, że w jedynej otwartej restauracji w Korculi rozpoznała nas wnuczka właścicielki naszego pokoiku.
W tym miejscu muszę się do czegoś przyznać. Jestem trochę "elegancik". Niestety na moją niedolę, nie lubię wyglądać marnie, więc targam walizy. Tak właśnie plecak zamieniłem na walizy i bardzo tego teraz żałuję. W Dubrovniku wszędzie jest pod górkę i na złość nasz pokój jest na szczycie schodów kolosów spoglądających na starówkę,więc targam, wzdycham, ale za to jak wyglądam!
Kopciuszek Bałkanów, a może jednak brzydsza siostra Chorwacji. Czarnogóra ma potencjał stania się destynacją numer jeden dla przepracowanych Europejczyków, choć ja przyznam szczerze czuję lekki niedosyt po obezwładniającym pięknie wybrzeża Chorwacji.
No może zbyt ostro potraktowałem Czarnogórę w ostatnim paragrafie. Prawda jest taka, że to państwo ma ogromny potencjał i wręcz zniewala, jeżeli weźmie się pod uwagę parę czynników. Historia pozostawiła tu swoje piętno w postaci braku ciągłości, czy to w architekturze, czy planach urbanistycznych miast. Coż, ocenę pozostawiam zainteresowanym.
Uwaga, w poniższym punkcie udowadniam swoją pochopność w ocenianiu, za co z góry przepraszam rodzinę, znajomych i tych, którym przy pierwszym spotkaniu przykleiłem łatkę. W nawiązaniu do poprzednich wpisów, jestem totalnie zauroczony Czarnogórą:). Sveti Stefan, położony nieopodal Budvy, to wysepka, która w drugiej połowie zeszłęgo wieku została przekształcona w luksusowy hotel, aktualnie w remoncie. Pomysł niesamowity, choć przyznam, że wolałbym widzieć tą miejscowość jako tęniący życiem mini-Dubrovnik. Budva, podobno latem pełna turystów zza naszej wschodniej granicy jest niczego sobie i złego słowa nie dam powiedzieć. Na koniec jednak "perełka" w koronie - Perast. Miniaturowa miejscowość w Zatoce Koterskiej z dwiema wysepkami u jej wybrzeży. Jedna naturalna z kościołem, fruga sztuczna z cerkwią. Urocze. W tym miejscu składam broń i przyznaję się do błędu. Czarnogóra jest piękna... No może z wyjątkiem przygranicznego Ulcinj.
Dla obcokrajowców, szczególnie tych zza oceanu, Albania jest podobna do Polski. Trochę poplątenej historii, słowiańskie klimaty i pozostałości architektoniczne po szarej epoce komunizmu. Tirana porównywana jest wręcz do Warszawy. Ja niestety muszę tu tupnąć nogą, bo podobieństwa jest niewiele. Po pierwsze Tirana jest koszmarna. Jakby się nie starać, odbudowywać, kolorować i zamazywać to jedno wielkie blokowisko. Taki Pekin, tyle, że bez historii. Praktycznie jedyny powód by tu zatrzymać się choć przez chwilę, to całkiem spora ilość restauracji i kawiarni. Tave dheu to pyszny gulasz zapiekany z serem i śmietaną.
Berati to jeden z nielicznych przykładów ocalenia historii w Albanii. Niewielkie miasto zostało wpisane na listę UNESCO dopiero dwa lata temu w parze z Gjirokastrą i jest jedną z jedynie dwóch (drugą jest Butrint) atrakcji turystycznych w tym kraju, które na owej liście się znajdują. Choć w częsci zachowało swój ottomański charakter, to centrum Berati, podobnie jak Tirana, wieje chłodem towarzysza Hoxha. Umieszczona na szczycie starówka Kala tworzy wręcz odrębną miejscowość, zdecydowanie najbardziej wyrazistą część miasta.
No i co? Znowu muszę przyznać się do błędu. Albania ma swój kawałek raju, a mianowicie w postaci wybrzeża nad Morzem Jońskim. Oddzielona od reszty świata wyjątkowo malowniczą trasą na szczycie gór niekończąca się plaża ma kilka miejscowości. Wśród nich Dhermi. W zupełne opustoszonej wiosce zatrzymaliśmy się w jedynym otwartym moteliku na plaży. "Lucciano" to praktycznie instytucja, gdzie relaksujące posiłki na plaży i nierealne widoki to chleb powszedni, którego nie brak.
Kolejną nieco mniej bajeczną, choć wciąż fantastycznie położoną miejscowościa nad Morzem Jońskim jest Saranda. Miasteczko, które przeżywa dziś ogromny boom, ze względu na zainteresowanie turystów i inwestorów. Położone rzut beretem z greckiego Korfu, jest pożywką dla każdego europejczyka z przypływem gotówki, chcącego spełnić marzenia o mieszkaniu z widokiem na morze. Nieopodal Sarandy znajdują się jedne z ciekawszych ruin jakie widziałem.Niezamieszkana od XVIII wieku miejscowość swego czasu była potęgą, do której nawiązania można odnależć w Odysei. Antyczne korzenie zatarte średniowiecznym pomrokiem, a następnie utylitaryzm wenecki to jedynie kilka z etapów jakie historia napisała Butrintowi. Warto zobaczyć.
Grecja miałaby być "highlightem" tego naszego szwędania się po kontynencie. Obrazy i niekończące się opowieści mojej mamy o tym jak piękna jest grecka wyspa Santorini, praktycznie zmusiły mnie by zaplanować ten fragment wyprawy. A plan był następujący: zaczynamy w Atenach, później Kreta i na koniec ta jedna i jedyna.
W Atenach dołączyłą do nas moja teściowa, by rozpocząć odkrywanie i delektowanie się nie tylko historią, ale i całą masą pyszności. Grecka kuchnia od paru łądnych lat jest moją faworytką. Stolica to jedno wielkie blokowisko z genialnym jądrem w postaci dzielnicy Plaka. Tu znajduje się 99% tego, co warto zobaczyć w Atenach. Nad całym tym zamieszaniem, gdzie 3,5 miliona nieco stukniętych Greków przepycha się ulicami, spokojnie góruje Akropol z Partenonem w jego sercu. Choć kilka miesięcy temu mieliśmy niesamowitą przyjemność zobaczyć większość starożytnych zabytków Egiptu, które ojcują, jeśli nie dziadkują tym w Grecji, wciąż nasze europejskie korzenie powalają na kolana i nie pozostawiają obojętnym. Ciekawe muzea i świetne restauracje nie zatrzymają nas jednak na długo. Czas na wyspy.
Kretę wybraliśmy nieco przypadkiem. Jak w większości miejsc podczas tej podróży sezon turystyczny, a właściwie jego brak, utrudnia nam poruszanie się pomiędzy wyspami. Promy kursują sporadycznie, a na dodatek niekończące się strajki i chmura wulkaniczna, stają się wielce upierdliwe. Prawdopodobnie najpiękniesze miasteczko na wyspie to Chania, gdzie wenecka architektura pozostawia piękno w postaci uroczego historycznego nadbrzeża. Góry ryb i owoców morza powodują, że uśmiech nie znika z mojej twarzy przez bardzo długi czas. Na wyspie, nieopodal Iraklionu-stolicy, znajdują się ruiny Knossos, w których podziemiach według legendy miał mieszkać sam Minotaur. Dziś ciekawie zrekonstruowane, świetnie ilustrują kulturę sprzed ponad 1400 lat.
Na koniec perełka w koronie. Najczęściej odwiedzana grecka wyspa to Santorini, idylliczna oaza piękna i luksusu. Charakterystyczne białe domy, niebieskie kopuły kościołów i niezapomniane zachody słońca to obrazy, które chcę się pamiętać przez całe życie. Pozwolę zdjęciom mówić samym za siebie. Prawda jest taka, o ile można to sobie wyobrazić, że Santorini jest jeszcze piękniejsze w rzeczywistości.Już tęsknię!
Naprawdę niewiele spodziewałem się po Bukareszcie. Rumunia w moim mniemaniu kojarzyć się mogła jedynie z biedą, podupadającą ekonomią i reżimem Caucescu. I choć te słowa to sama prawdą, Bukareszt wcale nie jest zły. Powiem więcej, Bukareszt zachwyca piękną architekturą, gdzie francuskie przeplata ruskie:) Większe i mniejsze budynki posiadają historię i choć pokruszone i obdrapane tynki nie chcą się do niej przyznać, jest ona zupełnie ewidentna. Dodatkowo, parki i roślinność tworzą przyjemną ucieczkę od megalomanii nieszczęsnego dyktatora. Niegdyś Paryż Europy Wschodniej, dziś taka o sobie stolica. Dla pocieszenia dodam, że Tirana jest zdecydowanie brzydsza.
Brasov (Braszow) to brama Transylwanii, gdzie historia ocaliła piękno i charakter miasta. Trochę jak Kraków, trochę jak Gdańsk, Brasov to zdecydowanie perełka, o której słychać niewiele. Wplecione w niesamowity krajobraz miasto to nasz pierwszy przystanek w tym chrakterystycznym regionie świata.Niewiele ponad 20 kmza miastem znajduje się pradopodobnie największa atrakcja turystyczna Rumunii - Zamek w Bran, zwany również Zamkiem Drakuli. Choć nieco makabryczny z zewnątrz, wewnątrz pełen jest przyjemnych niewielkich pomieszczeń, w których historia wcale nie toczyła się tak jak opisał ją Bram Stroker. Zawiedzeni?
Sibiu (Sybin) to kolejny przystanek w niestrasznej Transylwanii. Piękne miasto po raz kolejny przypomina mi Kraków. Trzy połączone ze sobą rynki i ta charakterystyczna barokowa i nie tylko zabudow. Nic tylko usiąść na placu i sączyć piwko.
Transylwanię żegnamy z wzniesionej na wzgórzu cytadeli w miejscowości Sighasora. Ta średnioweczna bajeczna starówka znalazła się na liście UNESCO nie bez powodu. 9 wież okalających miasto walczy o miejsce w krajobrazie z pięknymi kościołami i rynkami wypełnionymi dziś kafejkami i restauracjami róźnej maści, gdzie Sarmale (tutejsze gołąbki) i gulasz wyciskają łezkę w mym oku. Transylwania to nie skąpane w deszczu złowieszcze górzyska z zamczyskami, to piękna historyczna kraina, gdzie zieleń wzgórz i zniewalająca architektura miast i miasteczek regionu zachęca by zostać tam na zawsze. Tym jeszcze nieprzekonanym polecam fotki.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Dzięki za foty z Braszowa. Utwierdziłeś mnie w przekonaniu o konieczności odwiedzenia tego miasta, no ale ja jestem nieuleczalnym Rumunofilem ;-), więc zacząłem od końca ;-).
-
relacja nabiera kolorków :) z przyjemnością tu zaglądam :)
-
:) + ciekawie opisane...
Pozdrawiam CZarek -
daje zasłużony plus i będę tu zaglądać, bo zdjęcia rewelacyjne :)
-
gdzieś już to widziałem...
;) -
Chciałam krzyknąć : O, Jezu Split ! A powinnam : O, Kuniu, Split !
-
ja też poczekam na rozwój wydarzeń, ale początek już mi się podoba :) Chorwacja o tej porze wygląda przyjemnie - taka trochę senna :)
wspaniałych wrażeń w podróży życzę! -
a z oceną poczekam na ciąg dalszy, oki?:-)
-
"Z przyjemnością nigdy więcej" ...ładnie:-)